Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

scyumieramy i śmierć jest zjawiskiem powszedniem? Ależ przez to nic ona nie traci na swej grozie. Czy umieram ja tylko, czy umierają miliony, — to wszystko jedno; śmierć śmiercią będzie. Pomimo tysiąca sposobów umierania, koniec jest zawsze jednaki: jednostka znika ze świata na zawsze, na wieki, i już do niego nigdy nie powróci. Czyż w tem nie dosyć piekła, ażeby zamącić najspokojniejsze dusze?
Ja czuję całą dziwaczność takich rozumowań, sam sobie odpowiadam, że inaczej być nie może, bo gdyby świat chciał się przejmować śmiercią każdego człowieka, to jutro samby wydał ostatnie tchnienie z nadmiaru cierpienia, — ja sam innym nie byłem, a. przecież nie mogę, nie mogę nie pytać: dlaczego tak jest?
I nie o ich łzy mi chodzi, bo sam wolę, że już są spokojniejsi znacznie, — ale chodzi mi o to prawo życia, które tak samolubnie względem cudzej śmierci się zachowuje. Człowiek żył, pracował, myślał, był jednem z ogniw łańcucha istnienia, — naraz ginie, znika bezpowrotnie—i to nie zakłóca w niczem ogólnego biegu