Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rzucili mi w mózg to nasienie śmierci 1 Ja czuję, jak ono, pomimo ciągłych zagłuszań, coraz bardziej urasta. Od wczorajszego dnia śmierć wisi nade mną, sen mi spędza z powiek, jest moją zmorą i ciągłem udręczeniem.
Każda myśl się od niej zaczyna, każda się na niej kończy i wokoło czuję śmierć śmierć i tylko śmierć.

12 marca.

Ładną jeremiadę palnąłem sobie wczoraj, niema co mówić! Że też ja mogłem choćby kilka godzin o takich głupstwach myśleć! Wreszcie nic dziwnego, po nieprzespanej nocy, po takim rozkosznym pozawczorajszym dniu, można się było choćby powiesić z melancholii, a cóż dopiero o śmierci majaczyć!
Aż przykro pomyśleć, że taka rzecz jak bezsenność, może podobne brewerye z człowiekiem wyprawiać.
Poczciwy, kochany doktór, najwięcej wpłynął na moje uspokojenie. Kiedym mu wspomniał o swych czarnych przypu-