Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo czyż dlatego, iż wiem, że mi smutno, — smutek mój straci cośkolwiek na swej sile? Ani trochę. Wpada się jedynie w błędne koło bez wyjścia i ostatecznie cała logika umysłu zdobywa się na jedną tylko sentencyę: smutno mi, bo mi smutno.
No, ale dziś nie mam wcale zamiaru pisać traktatu o smutku. Przeciwnie, od rana samego jestem w złotym humorze.Blask słońca tak rozwesela całą fizyognomię świata, że tego wesela aż nadto dla mojej duszy. Zdaje się, jakby to światło słoneczne wdzierało się aż do najdalszych kryjówek mózgu i po prostu niema już tam najmniejszego zakątka, któryby przez pryzmat tego bla ku na świat nie spoglądał.
Jeden tylko Stach stanowi wyjątek w tem ogólnem weselu. Minę ma ciągle tak pogrzebową, jakby pół świata pochował, a drugą zamierzał.
Coś go naleciało widać.
Doktora przyjąłem dziś przesadnie uprzejmie. Chciałem go tem przeprosić za piątkowe niestosowne wybryki. Wyściskaliśmy sobie ręce tak czule, że aż w stawach trzeszczało, i widziałem, że wychodził dość