Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gnął się na poduszkach, oparł się rękoma o materac, podniósł głowę i pytał:
— A ile wynosi ten wasz dodatek?
— Dwieście, szanowny panie...
— Posłuchaj pan, panie Wejwaro — mówił mistrz, patrząc przenikliwie na narzeczonego — ponieważ pan wiedziałeś o tem już wtedy?
— Owszem, tatusiu, wiedziałem — przyznał Wejwara półgłosem, a niemiłe przeczucie mówiło mu, że znów palnął jakieś głupstwo.
— Wejwaro — mruknął mistrz — wiedziałeś, że wam chcę dać na Winohradach mieszkanie darmo lub prawie darmo i nic nie mówiłeś? Pozwoliłeś mi się tak sterać, goniłeś pan mnie przez cztery tygodnie po Pradze za mieszkaniem, jak konia, przebiegłem siedemnaście tysięcy schodów na górę i na dół, tam na karteczce spisałem sobie, siedemnaście tysięcy! Oto matka smaruje mnie całe pół dnia, a gdy już zrobiłeś ze mnie Łazarza, mówisz mi nareszcie, że jednak możecie mieszkać na Winohradach? Niech sobie zatrzymają te dwie nędzne setki, jam je sumiennie zarobił mojem bieganiem. Chętnie dam mieszkanie darmo, ale tak mnie urządzić, Wejwaro, Franciszku, Franciszku.
— Staruszku — napominała pani Kondelikowa — nie denerwuj się, przecież Franciszek chciał zrobić dobrze, ażeby im nie darować pieniędzy.
— Nie, Wejwaro — warczał Kondelik, jak podrażniony niedźwiedź — przy chrzcie pańskim się omylili, pan powinieneś mieć imię Ma...