Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 02.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jenna krewkość ogarnęła dawnego „łobuziaka“. Ach! Gdyby kobiety mogły iść na wojnę! Widziała się ubrana po męsku w pułku dragonów, szarżującą na nieprzyjaciela wraz z innemi amazonkami, równie zadzierzystemi i ładnemi jak ona. Ale upodobanie w łyżwiarstwie wzięło górę nad kawaleryjskiemi zachciankami; zapragnęła zostać strzelcem alpejskim „błękitnym djabłem“, jednym z tych, którzy się ześlizgują z karabinem na ramieniu i alpenstock'iem w ręku z zaśnieżonych pochyłości Wogezów.
Ale Rząd lekceważył kobiety i jedyny udział, jaki mogła brać w wojnie, był zachwyt nad mundurem jej narzeczonego Rene Latour'a, przedzierzgniętego w żołnierza. Syn senatora wyglądał w istocie pięknie. Wysoki, złotowłosy, o rysach nieco kobiecych, przypominającym jego matkę, René był „żołnierzykiem z cukru“ według określenia jego narzeczonej. Cziczi doznawała pewnej dumy, wychodząc na ulicę z tym wojownikiem i widząc, że mundur wielce podnosi powaby jego osoby. Jedna przecież chmurka zasępiała potrosze niebo jej uradowania. Młody senatorowicz był tylko prostym szeregowcem. Jego znamienity ojciec w obawie, aby wojna nie unicestwiła na zawsze dynastii Latour'ów, zapisał go do pomocniczej służby wojskowej. Z tego powodu René nie wyjdzie z Paryża. Ale w takiem położeniu był żołnierzem równym tym, którzy rozwożą chleb lub łatają płaszcze. Tylko wymarsz na front i jego stopień ucznia Szkoły Centralnej mógł uczynić z niego podporucznika, przydzielonego do artylerji rezerwy.