Strona:Hugo Zapałowicz - Z Czarnohory do Alp Rodneńskich.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zamiłowania do wódki, począł gospodarstwa zaniedbywać, trwonić, aż mu je żydzi w całości zabrali. Wydawszy córkę za mąż, opuścił żonę i osiadł przy bracie swym na Dzembronii, któremu za stół i pomieszkanie swą pracą odpłaca. Przez długie lata owczarzył po Czarnohorze, stąd ją też zna znakomicie.
Stałą siedzibę obraliśmy w chacie Michajła Sawiuka na Dzembronii. Jest to przysiołek nad potokiem tejże nazwy, oddzielony od Żabiego prawie półdniową górską i dość uciążliwą drogą. W całej też osadzie nie znajdzie nigdzie wozu, gdyż komunikacya taka z Żabiem jest niemożliwą, z powodu braku odpowiedniej drogi. Mieszkaliśmy przeto w Dzembronii, jakby odcięci od świata, żywiąc się nabiałem, kawą, ryżem i chlebem. Od potraw mięsnych należało odwyknąć; lecz za to tak blisko było w góry!
Sami Dzembronianie wybierają się do Żabiego, jakby w jaką dalszą podróż. Są to ludzie spokojni i dobrzy, lecz podobnie, jak w ogóle wszyscy Huculi, nie bardzo skorzy do pracy. Gospodarstwo ich stanowią rozległe łąki i połoniny, po części i lasy; przedewszystkiem zajmują się chowem bydła i owiec. Pól uprawnych nie ma prawie w Dzembronii; tylko koło chat sadzą ziemniaki i po trosze jarzyny. Gdzieniegdzie tylko ukazuje się pojedynczy zagon jęczmienia. Oświata tu na niskim szczeblu, gdyż n. p. w całej Dzembronii, liczącej kilkadziesiąt chat, nikt nie umie czytać. Temu odcięciu od świata zawdzięczają jednak oni jednę dobrą rzecz, oto, że się obce żywioły nie rozsiedliły jeszcze między nimi, podczas gdy w Żabiu (co prawda, największej wsi w Galicyi), najpiękniejsze gospodarstwa przeszły w ręce żydów, których tam już dzisiaj przeszło 300 rodzin osiadło. Mimo więc niskiej oświaty, powodzi się Dzembronianom dobrze. Mając podostatkiem paszy, chowają wiele bydła i owiec, a kilkadziesiąt krów i znacznie większa ilość owiec u jednego gazdy (gospodarza), jest tu rzeczą dość zwykłą. Stąd obfitość nabiału, którego znaczną część, podobnie jak i siano, od czasu do czasu wywożą (na objuczonych koniach, odpowiednio osiodłanych) na sprzedaż, co ich główny dochód w pieniądzach stanowi.
Żyją oni sobie prawdziwie wygodnie, bez większych trosk i ciężkiej pracy, gdyż już sam zawód pasterski, do którego sama przyroda po części ich skłania, jest znacznie mniej uciążliwy, niż zawód rolnika. Przenoszą więc łąki nad uprawne pola, chociaż zboże mogłoby się jeszcze darzyć w Dzembronii, jak mię o tem niektóre wskazówki przekonały. Gdy nadto rozległe połoniny po Czarnohorze dozwalają im hodować w wielkiej ilości owce, przeto aby mieć dla nich paszę na zimę, lepiej im się opłacają łąki, jak pola, narażone więcej także na wpływy atmosferyczne. Tak więc większa wygoda w połączeniu z warunkami przyrody skłania Dzembronian do zawodu pasterskiego i nie można im przeto brać za złe, że się nie bardzo natężają w pracy. Ma na to wpływ także i nie zbyt gęste zaludnienie, bo ziemia nie potrzebuje być tu tak bardzo wyzyskiwaną.
Gdyśmy do Dzembronii przybyli i poczęli szukać mieszkania, najwięcej się nam spodobała czysta chata Sawiuków. Ugodziwszy się przeto z niemi, poszliśmy po swoje rzeczy, a po niejakim czasie powróciliśmy, aby się rozlokować w izbie, tymczasem wyporządzonej. Jakież jednak było nasze zdziwienie, gdy nam teraz przyjęcia odmówiono. Pokazało się dopiero z rozmowy, że nas po namyśle wzięto za inżynierów, którzy przybyli, aby im mierzyć lasy, o które mają proces, jak się o tem później dowiedzieliśmy. Gdyśmy ich jednak zapewnili, że tak nie jest, wyjawili cel naszych zamiarów i powołali się na znajomość panów Gregorowicza i Nowaka, odwołali swą odmowę i odtąd zamieszkaliśmy u nich przez 8 tygodni. Lecz źle mówię! Wycieczki bowiem nasze w góry trwały zawsze 1 do 2 tygodni, a wracaliśmy do domu tylko na parę dni, aby znowu puścić się na dłuższą