Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przyciągnął ją czule do siebie.
— Tak Elżbieto! — powiedział. — Jako żona moja pojedziesz do Wiednia. Ale nie zostanę wcale skazany na śmierć! Kara ta została już oddawna zniesiona. Najsurowszy wyrok mógłby opiewać na lat dwadzieścia więzienia. Ale żaden sędzia nie sięgnie po tak wysoki wymiar. Znam prawo i umiem trzeźwo osądzić swą sprawę. Dostanę co najwyżej lat dwanaście, a przy dobrem sprawowaniu się puszczą mnie po dziewięciu. Coprawda, będę już wówczas stary, a ty młodą jeszcze.
Słowa ostatnie wymówił głucho, z przygnębieniem, a Elżbieta załkała gorzko.
Nastał czas zapomnienia i szczęsnej radości. Bardzo szybko załatwiono formalności umożliwiające ślub cywilny i młoda para spędziła krótkie tygodnie miodowe w cichej, samotnej miejscowości nad brzegiem Atlantyku.
Oboje pogodzili się z losem i nie mówiono wcale o tem co nastąpi. Leżąc na przepojonym słońcem piasku wybrzeża, lub pływając z rybakami po morzu, rozmawiali mało, czując tylko, jak ściśle są ze sobą złączeni i to na zawsze.