Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IV.

Minęły całe dwa tygodnie. Piekielny żar ogarnął straszną falą Nowy Jork. Wczesnym już zaraz rankiem wznosił się słupek rtęci w termom etrze blisko do stu stopni Fahrenheita, a owa, sławetna wilgoć, która w ciągu całego lata przepaja wschodnią połać Stanów Zjednoczonych, przyczyniała się ze swej strony do uniemożliwienia wprost życia. Nie sposób było oddychać w dzień, ni w nocy. Tłoczący się w nędznych najemnych koszarach prołetarjusze, wyruszali wieczór z manatkami do Parku Centralnego, by nocować pod niebem. Voleli znosić bolesne ukłucia moskitów, niż dusić się w izdebkach swoich.
Dzień w dzień donosiła prasa o niezliczonych wypadkach udaru słonecznego, oraz innych,