Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stycznym układem oczu i uszu, że Bodenbach poznałby go był, nawet bez odznaki klubowej.
Wraz z nim wkroczył na plac inny człowiek, prawdopodobnie ów kuzyn, o nader niesympatycznem obliczu. Bodenbach stwierdził w duchu, że jest to typowa twarz zbrodniarza. Całkiem niepostrzeżenie jął śledzić obu, nie spuszczając z oczu i idąc za nimi w pewnej odległości.
Tuż przed pierwszym biegiem, podszedł Mackeen, wraz z towarzyszem swym do jednego z wałęsających się bookmackerów, którzy, wbrew zakazowi oficjalnemu, najspokojniej uprawiają rzemiosło swoje. Mackeen postawił dwadzieścia dolarów na jakiegoś konia.
Bodenbach zaklął pod nosem.
— Jeśli ten łotr wygra — pomyślał, — w takim razie ja przegrałem, gdyż nie będzie potrzebował zmieniać setki.
Ale gracz nie miał szczęścia, a Bodenbachowi uśmiechnęło się ono. Koń nie przyszedł na czas do mety.
Przed drugim biegiem wręczył Mackeen bookmackerowi dwa banknoty po dwadzieścia dolarów, tak że sytuacja pozostawała jak dotąd,