Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zdarza się to zresztą często i nie wzrusza zazwyczaj zbytnio Nowojorczyków. Zamieszkali w stolicy Italczykowie porywają sobie wzajemnie z upodobaniem dzieci i jest to ich rzecz prywatna.
Bywa co dnia niemal w dzielnicy italskiej, gdzie nie przychodzi przyzwoity i dobrze wychowany Amerykanin, że dziarski krajan porywa dziecko jakiemuś zbogaconemu owocarzowi, handlarzowi drzewem, lub cyrulikowi, imieniem Pietro, czy Matteo i trzyma je w ukryciu dopóki Pietro czy Matteo nie zapłaci okupu. Dzienniki piszą o tem, coprawda, ale cała historja idzie szybko jakoś w niepamięć i nikt nie denerwuje się nadmiernie.
Ale tym razem sprawa była zgoła inna i poruszyćby musiała do żywego umysły Nowojorczyków, choćby to nie był maj, ale luty, kiedy bal w sferach „upper four thousand" (400 przeszło bogaczy) pochłania całe zainteresowanie publiczne. Szło tutaj nie o italskie, lecz czysto amerykańskie dziecko, a rabunek nie miał miejsca w okolicy brudnej, nędznej Stullbergstreet, ale