Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uświadomiła sobie w pełni, jak bardzo kocha Thea i jak nierozłączne są ich losy. Nie widziała go, coprawda, od strasznego dnia zaślubin, ale przebywał w temsamem mieście, wiedziała, że może go dosięgnąć każdej chwili i oddawała się nadziei, iż wróci, a wszystko będzie znów jak dawniej.
Teraz atoli rozwierała się straszna pustka, wywołując uczucia bezgranicznego smutku.
Opanowała ją myśl jedna. List nosił datę dnia ubiegłego. Może Theo nie wyjechał jeszcze, może chce wyjechać dziś dopiero. Gdyby go mogła przychwycić, rzuciłaby mu się na szyję, wołając:
— Bierz mnie, albo zabij!
Szybko włożyła kapelusz, wzięła futro i kazała, by podjechał elektromobil. Zawahała się na chwilę. Gdzież szukać było Thea? W urzędzie? Nie, jeśli nie wyjechał jeszcze, musiał w domu u siebie pakować rzeczy. Dała szoferowi adres mieszkania kawalerskiego na Josefstadzie. Poraź pierwszy wkroczyła do tego domu. Wyszła do niej gospodyni, od której Bodenbach odnajmywał dwa pokoje.