Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bienie formom. Niema interesów, któreby mogły przeszkadzać w dniu zaślubin.
Elżbieta wzruszyła ramionami.
— Daj mu pokój, ojcze! Widocznie nie mogło być inaczej. Ale nie zadowolniło to generała.
— Poprostu zadzwonię doń, pytając jak długo jeszcze potrwa konferencja.
Upłynęły znowu minuty. Generał wrócił do salonu wzburzony wielce.
— Wyobraźcie sobie! — zawołał — Od Szalaya nie zgłasza się nikt! Aparat jego stoi na biurku i niepodobieństwem jest by nie dosłyszał sygnału. Czyżby miał wyjść razem z tym gościem, który przybył na konferencję? Gości ogarnął pewien niepokój i zdenerwowanie.
Jeden z panów, Ukarz domowy Lehndorffów docent Haltauf wyraził przypuszczenie.
Pan Szalay pił dużo, w dodatku upał, burza, zrozumiałe podniecenie... może mu się zrobiło słabo? Ekscelencjo myślę, że trzebaby don zajrzeć.
— Jak się ten dzień zakończy? — pytała