Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na dół, trzymając w jednem ręku swój kuferek, w drugiem zaś mały węzełek Karola.
— Chodźmy, mój przyjacielu, rzekła do niego, — u tego złego Old-Nika nie będzie ci gorzej, niż było tu; w tym domu nic nie masz godnego wspomnienie.
— Czy więcej ciebie już nie ujrzę, Betty? — zapytał zasmucony Karol.
Betty.
Kto wie? Postaram się o pracę u Old-Nika; zawsze poszukuje służących. Być może, ma dla mnie dziś jeszcze wolne miejsce.
Karol.
Co za szczęście, Betty! Będzie mi weselj i lżej, jeżeli będziesz przy mnie!
Przed wyjściem za drzwi Karol obejrzał się na panią Makmisz, która odprowadzała swego bratanka z mieszanem uczuciem zadowolenia i zdenerwowania; z jednej strony cieszył ją przyszły zysk materjalny, gdyż postanowiła nie płacić za utrzymanie Karola, jednocześnie zaś uwalniała się od złego chłopca; zimnej znowu strony — była zła, że nie będzie miała kogo męczyć, wesoły zaś wygląd Karola drażnił ją tembardziej.
— Żegnam ciotunię, — rzekł Karol, — gdy urosnę, to przyjdę i zażądam zwrotu swoich dwudziestu tysięcy złotych, przyczem z odsetkami, jak sama ciocia mówiła.
Pani Makmisz chwyciła za miotłę do zamiatania pieca, aby po raz ostatni pożegnać Karola; ale ten jednym susem był tuż obok Betty. Miotła wy-