Strona:Hordubal.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

piący pod butem jak w Johnstown, nie nasyp, po którym tłumy ludzi drepcą śpiesząc ku majnie, ani żywego ducha dokoła, ani jedynego, tylko droga wiodąca w dół, potok i dzwonienie stad, droga ku domowi, padanie ku domowi, dzwonki cieląt i koło potoku fioletowy tojad —
Juraj Hordubal schodzi w dół długimi krokami. Cóż tam znaczy cała ta walizka i te osiem lat! Oto jest droga do domu i po tej drodze idzie człek, jakby go niosło, jak o zmierzchu powraca stado z pełnymi wymionami, z wielkimi dzwonkami krów i małymi dzwoneczkami cieląt. A może by tak usiąść tutaj, i poczekać aż do zmierzchu, przybyć do wsi z dzwonieniem stad, o godzinie gdy baby wychodzą na zaproża, a chłopy opierają się o płoty? Patrzcie, patrzcie, kto tu idzie? A ja jak stado z pastwiska — prosto w otwarte wrota. Dobry wieczór, Polano. I ja także nie wracam z pustymi rękoma.
Albo nie: poczekać aż do nocy, gdy już przejdą wszystkie boże bydlątka i wszystko pozasypia. I zapukać w okno: Polano! Polano! Jezu Chryste, któż to puka? Ja, Polano, żebyś ty pierwsza mnie ujrzała. Chwałaż ci, Boże! A gdzie jest Hafia? Hafia śpi, czy mam ją zbudzić? Nie, niech sobie śpi. Bogu niech będzie chwała!
I Hordubal idzie żywiej. Miły Boże, dopieroż się ładnie idzie człowiekowi, gdy myśli jego tak się rozigrają! Nawet nie nadążysz za nimi, daremnie wyciągasz nogi. Własna głowa cię wyprzedza i jest już koło jarzębin, a sio, gęsi, a sio, i już jesteś w domu. Należałoby huknąć, czy zatrąbić: patrzcie wszyscy i uważajcie, kto tu idzie, jaki to Amerykanin, tratata! Dopieroż się gapicie, boys, hallo! A teraz cicho, tu już jesteśmy w domu, Polana na podwórku międli len, ej zakraść się ku niej od tyłu i zakryć jej oczy! Juraj! Jakże ty mnie poznałaś, Polano? Nie daj Boże, żebym miała nie poznać twoich rąk!
Hordubal idzie doliną, walizki w ręku nie czuje, a w niej jest złożona cała ta jego Ameryka, niebieskie koszule, ubra-