Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

są zapewne za drogie! No, gadaj, czy dla niej się zrujnowałeś?
— Tak, wuju.
— A, szelma, byłbym się założył. Za moich czasów damulki ze dworu lepiej umiały oskubać człowieka, niż dzisiaj wasze kurtyzany. Odrazu ujrzałem w niej odmłodzony zeszły wiek.
— Mylisz się wuju, odparł Oktaw smutnym i łagodnym głosem, pani Firmiani zasługuje na twój szacunek i na pełny podziw swoich wielbicieli.
— Biedna młodość będzie zawsze taka sama, rzekł pan de Bourbonne. No, rżnij swoją sztukę, wytrząś mi stare historje. A wszakże powinienbyś wiedzieć, że miłostki to mi nie pierwszyzna.
— Kochany wuju, ten list powie ci wszystko, odparł Oktaw, wydobywając wykwintny pugilares, z pewnością jej dar: kiedy to przeczytasz, opowiem ci resztę, poznasz panią Firmiani, tę której nie zna świat.
— Nie mam okularów, rzekł wuj; przeczytaj sam.
Oktaw zaczął od tych słów: „Najdroższy mój...“
— Jesteś zatem bardzo blisko z tą kobietą?
— Ależ tak, wuju.
— I nie zerwaliście z sobą?
— Zerwali!... powtórzył Oktaw zdumiony. Pobraliśmy się w Greatna-Green.
— Zatem, podjął pan de Bourbonne, czemu jadasz w garkuchni?
— Pozwól mi czytać dalej.
— Masz słuszność, słucham.
Oktaw czytał nie mogąc przy pewnych ustępach oprzeć się głębokiemu wzruszeniu.
„Mężu mój ukochany, pytałeś mnie o przyczyny smutku: czyż więc przedostał się z mojej duszy na twarz, czy też go tylko odgadłeś? I czemużby nie? jesteśmy tak zespoleni sercem! Zresztą, ja nie umiem kłamać, może to bardzo źle. Jednym z obowiązków