Strona:Hieronim Derdowski - Walek na jarmarku.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 52 —

ni chorągwi, Bez komendy, kto dopadł, brał wodę ze stągwi. Zamiast dymu się woda kłębiła do góry I bez deszczu walczący przemokli do skóry. Choć nikt prochu nie wąchał, nie pękały strzały, Jednak mnogie ofiary na ziemi stękały.
Kto broń dobrą posiada, temu też się szczęści, Ale czasem rozstrzyga i przewaga pięści.
Walek, co dał początek tej okropnej wojnie, Dotąd się przypatrywał walczącym spokojnie; Myślał, że to zabawką łyczkowie zajęci, Lecz powoli też poznał, co to tu się święci. Więc od pobojowiska cofa się pomału, Ale w tem go ktoś dostrzegł z rokoszan oddziału. Jak też z wodnego sztućca w gębę mu nie trzaśnie! — A to co? — A la Boga! — głośno Walek wrzaśnie. Parska, jak kot łakomy, kiedy się udławił. Ale zaraz mu strzelec celnie w tył poprawił. Trzeciej salwy już wtedy po-