Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

władające. Nie znająż śmierci niezbłaganej, niszczycielki wszystkiego? Może nie wiedzą o tem i dlatego bawią się tak naiwnie?
Starając się przerwać rozmyślania Sidharty, przemówił Udayin:
— Jakże możesz być tak nieczułym dla tych kobiet? Czyż ci się nie podobają ? Mniejsza z tem! Powiedz im coś miłego, choćby za cenę małego kłamstewka, gdyż inaczej wstydzić się będą, iż niemi gardzisz. Cóż warta piękność bez uprzejmości? Przypomina ona las bez kwiatów.
— Nacóż zda się kłamać? — spytał książę. — Nacóż schlebiać? Nie chcę oszukiwać tych kobiet. Czeka mnie wszakże starość i śmierć, Udayinie, nie kuś mnie rozkoszami niskiemi. Widziałem starość, chorobę i nic już nie ukoi duszy mojej. Przekonany o nieuniknionej śmierci, kochać już nie mogę. Czemże byłby człowiek taki? U drzwi życia jego czuwa strażnik okrutny, a on nie płacze?
Słońce zachodziło, kobiety śmiać się przestały, książę nie spojrzał na zdobiące je kwiaty i klejnoty, czując tedy, że wszelkie zalecanki byłyby daremne, odeszły zwolna do miasta.
Po powrocie księcia do pałacu, Udayin zawiadomił o wszystkiem króla Sudhadanę, a tenże spędził noc bezsennie.