Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
3
KUMA TROSKA.

Skoro zobaczył, że spokojnie spogląda oko w oko nieszczęściu, sądził, że nie potrzebuje już ust zamykać i wybuchnął:
— Dziś — jutro — jak się tylko nowemu panu podobać będzie! — Z jego miłosierdzia jeszcze jesteśmy tutaj — a jeśli mu tak będzie dogodnie, dzisiejszej już nocy może wypadnie nam przespać się na drodze.
— Tak źle nie będzie, mój mężu, — wymówiła z trudnością, siląc się na spokój, — skoro się dowie, że zaledwie przed kilku dniami przyszło nam na świat dziecko…
— Tak — może mam jeszcze iść u niego żebrać — co?
— O, pocóż. On to sam z siebie uczyni! Któż to taki?
— Nazywa się Douglas — pochodzi z okolic Insterburga — ogromnie się tu rozpanoszał ten jegomość, rozrzucał strasznie — gdybym był mógł, z przyjemnością byłbym wyrzucił go za bramę dziedzińca.
— Czy nam co pozostało?
Spytała o to cicho, z wahaniem i popatrzała przytem na maleństwo w kołysce, boć może od tej odpowiedzi zawisło młode, słabe jego życie.
On wybuchnął gorzkim, twardym śmiechem.
— A tak, ot tryngield — całe dwa tysiące talarów.
Kobieta odetchnęła w widoczną ulgą, bo zdało się jej, że posłyszeć musi owo straszliwe „Nic, nic zgoła“, że to słowo właśnie na ustach jego zawisło.