Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
58
KUMA TROSKA

rzędem wzdłuż płota i z podziwem patrzała na zbliżające się cuda.
— Powiedzże, proszę, co ty z tem robić zamierzasz? — spytała nakoniec pani Elżbieta męża.
Ten zmierzył ją od. stóp do głowy litośnem spojrzeniem, potem zaśmiał się urywanym, krótkim śmiechem i zawołał: „Jeździć na spacer!“
Pani Elżbieta nie pytała więcej. A mąż jej zwrócony do karbowego wykładał temuż swe plany; teraz dopiero rozpocznie wycinanie torfu na wielką skalę, maszyna do cięcia i prasa są również w drodze a jutro raniuteńko robota rozpocząć się już może. Potem polecił mu pójść na wieś, celem zamówienia potrzebnych robotników. Dziesięciu ludzi wystarczy na początek, ma jednak nadzieję, że z czasem zajmie dwudziestu, ba, trzydziestu nawet.
Pani Elżbieta w milczeniu potrząsnęła głową i weszła do domu — w tej chwili właśnie, gdy lokomobila zajechała przed bramę podwórza. Pawełek nie mógł się nasycić widokiem tego dziwu. Po za żółtemi śrubami i kółkami zdało mu się, że mieści się cały świat tajemnic; palenisko z rusztem i popielnikiem u spodu wydawało mu się wstępem do owego ognistego pieca, w którym biblijni trzej młodzieńcy ongi śpiewali pośród płomieni swe hymny — a cóż dopiero komin, groźnie sterczący, z czeluścią, która zdawała się prowadzić w czarną niezgruntowaną jakąś przepaść…