Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
11
KUMA TROSKA.

się mocno — zaledwie pół roku minęło od mego ślubu. — Ale… i gorętszy jeszcze rumieniec oblał jej twarz delikatną.
— Niechaj Bóg pani dopomoże w ciężkiej godzinie, — mówiła Elżbieta, — ja modlić się będę za panią.
Oko gościa zwilżyło się łzami.
— Dzięki, tysiączne dzięki, — mówiła. I bądźmy sobie odtąd przyjaciółkami! Proszę panią o to z całego serca! — Wie pani co? Weź mnie pani za chrzestną matkę dla najmłodszego swego dziecka i oddaj mi tęż samą serdeczną przysługę, gdy mi Bóg pobłogosławi…
Obie kobiety uścisnęły się w milczeniu za ręce. Związek przyjaźni został między niemi zawarty.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kiedy gość ją opuścił, pani Elżbieta smutnym, trwożnym wzrokiem popatrzała dokoła.
— Przed chwilą jeszcze tak było jasno, tak słonecznie tutaj, — szepnęła, — a teraz znowu tak ciemno.
Po niejakiej chwili wbiegli obaj starsi malce mimo protestów dozorczyni, z głośną radosną wrzawą do pokoju chorej. Każdy z nich trzymał torebkę cukierków w ręku.
— To nam dała ta nieznajoma pani, — wołali z uciechą. Pani Elżbieta uśmiechnęła się.
— Cicho, dzieci, — rzekła — anioł był u nas.