Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
5
KUMA TROSKA.

nęła rękę, by nią objąć szyję męża, ale ręka opadła bezsilna, zanim dosięgła celu.
On zerwał się.
— Masz racyę — dość tych jęków! — Prawda, że gdybym teraz sam był na świecie, kawalerem, jak dawniej, wyjechałbym do Ameryki lub puścił się w stepy Rosyi, tam można jeszcze dojść do majątku — tak, tam ludzie dochodzą do majątków — albo począłbym spekulować na giełdzie,— dziś hossa, jutro bessa — hej, tam można grosz piękny zarobić — ale tak — związany jak ja nim jestem…
Spojrzał żałośnie na żonę i dziecko, potem ręką ukazał ku dziedzińcowi, zkąd dobiegały wesołe śmiechy dwóch starszych chłopców.
— Tak, ja to wiem, żeśmy teraz dla ciebie ciężarem, — wymówiła pokornie kobieta.
— Nie gadajże mi o ciężarach! — oburknął ją.— Com mówił, nie mówiłem w złej myśli. Przecież ja was kocham — i na tem koniec! Teraz chodzi tylko o to, dokąd? Gdyby przynajmniej nie było tego maleństwa, można byłoby czas jakiś znosić zmiany niepewnego losu. Ale tak — tyś chora — dziecko potrzebuje starania — koniec końcem nie pozostanie nam nic innego, jak kupić jakie chłopskie gospodarstwo i owe dwa tysiące talarów dać na zadatek. Hej, co to będzie za życie! Ja w pole z łopatą — ty do krów ze szkopkiem…
— To nie byłoby jeszcze najgorsze, — przemówiła kobieta z cicha.