Strona:Henryka.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a prawdziwy gentlemen nigdy się nie powinien spóźnić na schadzkę.
I zostawiając Armanda prawie nieprzytomnego z bólu, pani Bernard wyszła do swego pokoju sypialnego.
Siedziała w nim długo, po ciemku. Czuła w sercu i mózgu burzący się, wzrastający gniew, ogrom nienawiści przeciwko téj Henryce, téj kobiecie z gminu, która jéj zabrała niewinność syna, a, jak jéj się zdawało, i miłość. Teraz uprzytomniła sobie w pamięci ładny profil szwaczki, jéj skromne obejście, jéj wdzięk naturalny. Nie! ta dziewczyna nie była wcale brzydka, ani pospolita. Mogła się podobać, być kochaną. Ta myśl napełniała wściekłością serce matki wymagającéj, wdowy, niegdyś zaniedbanéj przez męża. Nienawidziła Henryki, jak nieprzyjaciołki, jak rywalki.
Przez jakąś chwilę nawet, pani Bernard des Vignes, kobieta pobożna i dobrze wychowana, która żyła w świecie i jaśniała niegdyś na dworze cesarskim, przedzierzgnęła się w dziką wieśniaczkę z okolic Sartène, córkę starego Antonini, i poczuła płynącą w swych żyłach krew korsykańską, krew trawioną zawiścią i chciwą vendetty. Jeśliby, jakim niemożliwym przypadkiem, mogła w téj chwili ujrzéć kochankę swego syna, była-by się na nią rzuciła, jak zwierzę krwiożercze, i poszarpała jéj twarz sztyletem.
Wobec téj okropnej pokusy ocknęła się, jeśli można się tak wyrazić. Odsunęła ją od siebie z przerażeniem, niesmakiem i litością nad samą sobą. Potém pomyślała o synu z pewném pobłażaniem, słabością czysto macierzyńską. Była zbyt surowa. Młodość musi wyszumiéć. Jéj Armand był dobrym chłopcem i kochał ją mimo wszystkiego. Chociaż-by miał cokolwiek uczucia dla téj Henryki, toż przecie długo trwać nie będzie. Zresztą, nigdy nie uwierzy, aby Armand mógł być piérwszym kochankiem téj dziewczyny. Robotnica na dni, która chodzi gdzie chce, wraca, kiedy chce! W Paryżu! Cóż znowu! Jéj syn znudzi się wkrótce podobnym stosunkiem. Upodobania, zwyczaje téj przedmiejskiéj dziewczyny, zrażą go wcześniéj lub późniéj.
Kto wié? Może to już się stało. Przytém, czyż jéj syn ukochany nie jest zdolny poświęcić kaprysu dla spokoju swéj matki? Ale tak, tysiąc razy tak! Może już o tém myśli?