słyszę ciągle: śmierć, albo degradacja wojskowa. Wreszcie podpisuję deklarację, że jako ochotnik dobrowolnie wstępuję do Legjonu na lat pięć.
Na tymczasową kwaterę odsyłają mnie do fortu Ś-go Jana. Po trzydniowym pobycie wsiadam na okręt, który zawiezie mnie do Oranu w Algerji.
Podróż trzydniową odbyłem pomyślnie. Morze dosyć spokojne. W drodze zatrzymujemy się kilka godzin na brzegu Hiszpanji, w Kartaginie. Zdala widzieliśmy wyspy Balearskie.
Na okręcie znajduje się paręset żołnierzy z rozmaitych pułków afrykańskich, wracających z Francji. Są tu żuawi, strzelcy konni afrykańscy i kilkunastu turkosów; wszyscy ze szpitali po odbytej kampanji.
Zbliżamy się do brzegów Algerji, spostrzegamy Oran z dwoma fortami S-go Grzegorza i Ś-go Krzyża na dużej wyniosłości nad miastem.
Na przystani zastaję sierżanta z legjonu, który mnie prowadzi do fortu Ś-go Grzegorza, bo tam się mieści „petit-depôt“ legjonu.
Przechodząc przez miasto, rozglądam się z ciekawością. Na razie nie zdaje mi się, że to Afryka. Miasto europejskie, na ulicach słyszy się najwięcej języki francuski i hiszpański. Spotyka się, co prawda, Arabów, ale nie wyglądają,
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/53
Wygląd
Ta strona została przepisana.