Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W czasie oblężenia Paryż niewiele ucierpiał od granatów pruskich, ale za to po wtargnięciu Wersalczyków wrzała szalona walka na ulicach, setki ulic trzeba było zdobywać bagnetami, ogień był piekielny, bo ani armat ani karabinów komunardom nie brakowało. Strzelano ze wszystkich okien, niektóre barykady i mosty były silnie bronione. Straty obustronne były wielkie, ale bez porównania większe po stronie komunardów. Sądy doraźne funkcjonowały bez ustanku, rozstrzeliwano masami, a ze 20,000 wziętych do niewoli wysłano do Wersalu, a potem do Nowej Kaledonji.
Z Paryża przez Lyon jedziemy do Marsylji. Zaczyna się południowa Francja, cudny kraj. Pora najprzyjemniejsza, bo to koniec maja.
Po 30-godzinnej podroży stajemy na miejscu. Miasto wielkie handlowe, ogromny port z setkami okrętów. W przystani spotyka się różne narodowości.
Kilka dni spędziliśmy na zwiedzaniu miasta. Pierwszy raz widzę morze.
Ale czas pomyśleć o jutrze. Malutkie zasoby pieniężne wyczerpują się, tembardziej, że stoimy w hotelu.
Ja i trzech Francuzów udajemy się do biura rekruckiego. Tu nas objaśniają, że ochotników Francuzów wcale nie przyjmują, co zaś do