Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

okropnie rozgrzane, dotknąć się ich ręką nie można.
Po kilkunastu minutach brak już naboi, roznoszą nowe paczki. Na jakie może 500 metrów widać, jak bataljony pruskie się zatrzymują, widocznie nie mogą ognia naszego wytrzymać, łamią się. Słychać wyraźnie komendę oficerów: „Vorwärts!“ Nowe bataljony przychodzą w pomoc i prą naprzód — straty ich muszą być wielkie.
Nasz komendant, widząc, że atak jest bardzo silny i z wielkiemi siłami, prosi telegraficznie o pomoc, której jednakże dostać nie można, bo również Belfort z drugiej strony jest atakowany. Rozkaz brzmi: „Bronić wsi, dopóki można, w ostateczności cofać się pod forty“.
W mojej kompanji straty mamy niewielkie: jeden zabity i pięciu rannych. Wał szańcowy doskonale nas zabezpiecza.
Prusacy ze szczególną zaciętością atakują prawe skrzydło. Słychać ich ciągłe: hura! hura! Widać z tego, że nas chcą oskrzydlić i odciąć od Belfortu.
Czekamy rozkazu, aby się cofać, lecz nie nadchodzi.
Ogień na prawem skrzydle słabnie.
Prusacy zdobywają pierwsze domy. Bataljon Gardę Mobile cofa się pośpiesznie. Nie dostajemy