Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podziękowałem, a po głosie poznałem tego kaprala, który mi zawsze dzień dobry mówił. Na drugi dzień znowu usłyszałem drapanie do drzwi i znowu otrzymałem dutkę z tytoniem, a oprócz tego ćwiartkę papieru i ołówek, oraz następujące słowa:
„Tutaj, w Belforcie, jest porucznik Polak. Nie znam jego nazwiska, ale napiszcie do niego z prośbą o pomoc, a ja się postaram, aby list do niego doszedł. Za godzinę przyjdę i przez dziurkę od klucza mi go podacie“.
W krótkich słowach opisałem moje położenie i błagałem o pomoc rodaka. Upłynęło trzy dni od tego czasu, już zacząłem wątpić, aż tu pewnego dnia wzywają mnie do biura. Schodzę z bijącem sercem; mój kapral uśmiecha się do mnie i powiada, że wszystko będzie dobrze.
W biurze zastaję, oprócz kapitana i porucznika żandarmów, trzech wojskowych wyższych stopni. Jeden szczególniej zwrócił moją uwagę, z szeroko wyszywanymi złotem rękawami, człowiek lat z górą 50, typowy oficer napoleoński.
Wszyscy byli zajęci ożywioną rozmową. Po kilku minutach jeden z oficerów, młody, z małymi galonami, przystępuje do mnie i podaje rękę.
— Jestem porucznik Zieliński — powiada. — Po pan do mnie pisał karteczkę?