Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   60   —

— Niech pani pozwoli, żebym sama zaniosła te kwiaty. W dorożce się utrzęsą i jeszcze poopadają.
— Ale ty masz iść z listem do pana Grońskiego, a przytem podźwigasz się doniczką.
— Mieszkanie pana Grońskiego po drodze, a że się trochę podźwigam dla panienki, to choć tyle dla niej zrobię.
Panna Anney zrozumiała, że, odmówiwszy, zrobi jej wielką przykrość, więc rzekła:
— Dobrze. Bardzo jesteś poczciwa. Ale gdyby ci było zaciężko, to weź dorożkę, a ja pójdę do kościoła.
I poszła do kościoła pomodlić się za Władysława, który w tym dniu miał pierwszy raz wyjść z domu i spędzić wieczór u pani Otockiej z powodu urodzin Maryni. Spodziewała się, że nazajutrz będzie u niej i chciała także polecić opiece boskiej ten dzień.
A panna Polcia, wziąwszy lilie, udała się w stronę wprost przeciwną, ku mieszkaniu Grońskiego. Po kilkudziesięciu krokach napełniona ziemią doniczka poczęła jej jednak ciężyć, więc przekładając ją z ramienia na ramię, myślała:
— Żeby tak dla kogo innego, cisnęłabym wszystko na ziemię, ale to taki ptaszek, że tru-