Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   54   —

tanie, czy, gdyby wskutek awantury z tobą, aresztowano Laskowicza, mógłbyś wziąć na swoje sumienie jego zgubę — i odpowiedziałeś mi, że nie. Teraz zapytam cię inaczej: gdyby Laskowicz, tropiony i ścigany, jak dziki zwierz, schronił się do twego domu, czy nie starałbyś się go ukryć, lub pomódz mu do ucieczki?
Na to Krzycki odpowiedział ze złością, ale bez wahania:
— Pomógłbym mu... psiakrew...
— A widzisz! — zauważył Groński. — Klniesz, a przyznajesz. Ja, jeśli do mnie przyjdą po składkę — wszystko jedno, czy z Laskowiczem czy bez Laskowicza, powiem im, że na ludzi pozbawionych chleba dam, a na bomby, dynamit i propagandę strajków nie dam. I powiem im więcej: że, zbierając składki na rewolucyę od ludzi, którzy jej nie chcą i którzy dają tylko ze strachu, upadlają własnych obywateli.
— A może im na tem zależy? Im wyższe warstwy będą tchórzliwsze, tem im będzie łatwiej.
— Być może, ale w takim razie są rodzonymi braćmi tych wszystkich, którzy upadlają to społeczeństwo od dawna i umyślnie.
Krzycki zamyślił się i rzekł: