Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   34   —

jak Świdwicki Więc, chcąc zatrzeć wrażenie, rzekł:
— On powiada że nie lubi zachodzić do tych pań, ale i pani Otocka nie przyjmuje go wcale z entuzyazmem. Robi to tylko przez pamięć dla męża, który był jego ciotecznym bratem i niegdyś opiekunem jego majątku. Zresztą, być może, że i Świdwickiemu nieswojo wśród takich kobiet.
— Bo mikroby nie lubią czystego powietrza.
— To pewna, że jest w nim jakaś »moral-insanity«. Ja się do niego przyzwyczaiłem, ale są rzeczy, których i ja w nim nie znoszę. Niech sobie bluzga na wszystko — pal go sześć — ale niech pewnych rzeczy nie tyka. Nie masz pojęcia o tem pogardliwem politowaniu, o tej niechęci i prawie nienawiści, z jaką on się odzywa o wszystkiem, co jest polskie. I tu już ja mówię: hola! Pomimo naszych dobrych stosunków, o mało raz nie doszło między nami do awantury. Bo jak zaczął strzykać pewnego wieczora żółciowemi dowcipami na całą Polskę, powiedziałem mu tak: Ten lew jeszcze nie kona, a choćby konał, to wiesz, kto kopie konającego lwa? — Nie zachodził