Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   220   —

czucie, tembardziej, że pani Włócka, prócz słów: »wola boska!« — nie powiedziała nic innego, a panna Kajetana wznosiła do góry oczy tak pobożnie, jakby chciała wybłagać na Wysokościach pociechę dla strapionego serca matki. — Krzycki śmiał się po ich odejściu, ale w duszy życzył im, aby połamały karki. Gdy jednak w kilka dni później pokazało się, że z całego kółka znajomych jedna tylko Hanka nie otrzymała od tych pań zaproszenia — chciał zrobić Dołhańskiemu awanturę i matka ledwie zdołała go od niej powstrzymać oświadczeniem, że ani ona sama, ani pani Otocka i Marynia na ślub nie pójdą. Krzyckiego gniewało nawet i to, że niektórzy znajomi, w przeciwieństwie do pań z Górek, składali mu życzenia ze zbytnim zapałem, tak jakby spełnił jakiś czyn bohaterski. Małżeństwo jego, zarazem pochodzenie Hanki stało się przedmiotem wszystkich rozmów w »towarzystwie«. Na świecie mogły zachodzić wielkie zmiany polityczne, mogły pękać bomby i wybuchać bezrobocia — w salonach mówiono przez kilka dni tylko o Hance, której nazwisko, rozmaite wiotkie damy, wymawiały tonem pytania cedząc przez zęby i przymykając oczy: «Anka... Skubanka — n’est ce pas? — Lecz