Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   194   —

Anney w Jastrzębiu, od pierwszej niemal chwili pociągnęła go z jakąś niepojętą siłą i zajęła wszystkie jego myśli. Ceni przecie wysoko Zosię Otocką, a Marynię uważa za jakieś świetlane zjawisko. Ale podziw a miłość to co innego. Przytem ani Zosi ani Maryni nic nie winien. Dobre były dla niego podczas gdy był ranny — i oto wszystko. A pannie Anney zawdzięcza prawdopodobnie życie i pamięta, że ona własne dla niego narażała. Czem-że jej może za to wywdzięczyć i czem zapłacić za dawniejszą krzywdę, wyrządzoną prawie jeszcze dziecku? Któż więcej wart — czy on, który zapomniał i żył z dnia na dzień, łatwem, bezmyślnem i duchowo próżniaczem życiem, czy ona, której żadne nowe uczucie nie wypełniło rozłąki i która uszlachetniła swój umysł i serce w cierpieniu, w tęsknocie i pracy? — »Zaledwie śmiem, matko, wierzyć — mówił — że ona nie tylko odpuściła mi krzywdę, ale nie przestała mnie kochać. Może stało się tak dlatego, żem to ja, po raz pierwszy w jej życiu otworzył jej drzwi do świata miłości, ale niezawodnie i dlatego, że to jest całkiem wyjątkowa natura... Tak matko! — jedna z takich, która nawet w stanie pierwotnym, nawet wówczas, gdy jeszcze nie umieją zdać