Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




XV.

A Władysław, podczas, gdy matka była w kościele i na naradzie u prałata, udał się, mimo wczesnej godziny, do pani Otockiej. Na wstępie podniósł do ust obie jej ręce i całował je tak długo, że już z tego samego poznała, z czem przychodzi
— Wiedziałam, że tak będzie! wiedziałam! — mówiła ze wzruszeniem i radością.
On zaś odpowiedział drgającym, miękkim głosem:
— Nie potrzebowałem tygodnia, by pomiarkować, że żyć bez niej nie mogę.
— Wiedziałam! — powtórzyła raz jeszcze pani Otocka. — Czy mówiłeś już z matką?
— Nie. Wczoraj latałem jak nieprzytomny po mieście, potem wpadłem do Grońskiego, wróciłem do hotelu bardzo późno, a dziś rano powiedziano mi, że matka w kościele.
Pani Otocka zatroskała się znowu.