Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   183   —

nowiła wychować syna w ten sposób, aby nigdy nie wpadł w błędy ojcowskie. Strzegła go, od jego chłopięcych lat, jak oka w głowie, ochraniała od wszelkich złych wpływów. Po oddaniu Władzia do szkół, poleciła dozór nad nim krewnemu swemu księdzu i Grońskiemu, w którego moralność wierzyła — zresztą słusznie. I oto, gdy syn ten wyrósł, gdy po skończeniu szkół poszedł na uniwersytet, a następnie objął gospodarstwo w Jastrzębiu, miała tę bezdennie naiwną wiarę, jaka często zdarza się u kobiet uczciwych i pobożnych, a nieobeznanych z zepsuciem światowem, że »Władzio« czysty jest dotychczas jak lilia. Aż tu niespodzianie łuska spadła jej z oczu. Syn wstępował w ślady ojca Na tę myśl ogarnęła ją rozpacz. W duszy jej wybuchnął wprawdzie gorący protest przeciw związkowi syna z chłopką, mając jednak sumienie wielce drażliwe, odczuwała po rozmowie z panią Otocką, że pannie Anney coś się od Władysława należy. Raz i drugi przyszedł jej do głowy taki sposób wyjścia z ciężkiego położenia, by na mocy z góry zawartej umowy Władysław oświadczył się pannie Anney, a ona go odrzuciła. »Ale czy ja wiem, mówiła sobie, ile podobnych Hanek znajdzie się już w Ja-