Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   154   —

Dołhański pohamował się, głosił bowiem zawsze, że prawdziwy gentlemen nie powinien się nigdy dziwić.
— Przypominam sobie teraz — rzekł — to ta Skibianka, której wuj Żarnowski zapisał kilka tysięcy rubli.
— Ta sama.
— Więc to jego córka?
— Wyobraź sobie, że nie. Skiba przybył z Galicyi do Rzęślewa z żoną i kilkoletniem dzieckiem.
— Zatem czysta chłopska krew?
— Piastówna! Piastówna! — wołał Świdwicki.
— Zupełnie czysta! — odpowiedział Groński.
— A cóż Władek?
— Połknął nowinę i stara się strawić! — ozwał się znów Świdwicki.
— Mniej więcej tak jest. Znalazł się wobec nowego położenia i zamknął się. Trochę go to ogłuszyło i chce przyjść do siebie.
— Był do śmieszności zakochany, ale teraz chyba zerwie.
— Nie przypuszczam, ale powtarzam, że wobec zmienionego położenia wpadł w pewną wewnętrzną rozterkę, z którą się musi uporać.