Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   140   —

do nich nawroty. To też pewnego razu, gdy Laskowicz począł, jak zwykle, zarzucać ją pytaniami o pannę Marynię, odpowiedziała mu opryskliwie:
— Co pan tak ciągle mówi o pannie Zbyłtowskiej!
— A może się w niej zakochałem? odparł marszcząc brwi student.
Na to oczy jej zaświeciły w jednej chwili gniewem.
— Jeszcze czego!
A on jął patrzeć na nią przenikliwie i zapytał:
— Dlaczego panienka mówi: »jeszcze czego?«
— Bo tak panu do niej, jak mnie do...
I urwała nagle — lecz on dokończył:
— Naprzykład: do pana Krzyckiego?
Wówczas wybuchnęła jeszcze większym gniewem:
— Co się pan wtrąca w nieswoje rzeczy!
— Ja się do niczego nie wtrącam. Mówię tylko, że gdyby się panienka w nim zakochała i gdybym ja, usłyszawszy o tem, powiedział: »jeszcze czego!« — toby panience było przykro... I byłoby słusznie przykro... Bo jeśli księża gadają, że nawet i Boga wolno kochać, to cóż do-