Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   130   —

ale on je trzymał dotychczas na uwięzi, albowiem jednocześnie klękał przed ukochaną. Była mu pożądaniem, lecz zarazem czemś tak niedostępnem, wysokiem, czystem i tajemniczem w swej dziewiczości, iż na myśl, że przyjdzie chwila, w której zostanie panem tych skarbów i tych tajemnic, wydawała mu się rozkoszą, nad wszelką miarę rozkoszy, tembardziej bezdenną, że połączoną jakby ze świętokradztwem. — A teraz musiał sobie powiedzieć, że to świętokradztwo już spełnił, że urok czegoś nieznanego się rozwiał, że w tej westalce nie było dla niego już tajemnicy, i że z tego kielicha już pił. I to znów była jedna ponęta mniej, jedno rozczarowanie więcej. W ten sposób panna Anney mąciła mu wspomnienie polnej wieśniaczej Hanki, — Hanka zaś zmniejszała urok panny Anney. Obie były tak odmienne, tak do siebie nie podobne, że nie mogąc ich połączyć w jedną istotę, zmagał się z tem rozdwojonem wrażeniem napróżno z uczuciem niepokoju i bólu.
A w tej szarpaninie przyszła mu jeszcze jedna zła, nizka i straszna myśl. Jakim sposobem uboga i prosta Hanka zmieniła się w świetną pannę Anney? — jakim sposobem szary wróbel z pod wiejskiej strzechy przerodził się w raj-