Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   81   —

napełniały zapachem całą izbę. Czasem, gdy przyjeżdżał proboszcz rzęślewski, wówczas on prowadził nabożeństwo, a w razie jego nieobecności pani domu. Wszyscy domownicy — z wyjątkiem Laskowicza — przez cały maj schodzili się pod wieczór w kaplicy. Obecnie za paniami poszli i panowie, a po drodze Władysław Krzycki jął rozpytywać Grońskiego.
— Czy panna Anney jest katoliczką?
— Co prawda, to nie wiem, ale zdaje się — odpowiedział Groński. — Ale ot! wchodzi także, więc musi być katoliczka. Nazwisko może być irlandzkie.
W kaplicy świece były już zapalone, choć słońce całkiem jeszcze nie zaszło i stało w oknach nizkie, złote i czerwone, rzucając blask na biały obrus, którym przykryty był ołtarz, i na głowy kobiet. Przy samym ołtarzu uklękła pani domu, w drugim szeregu panie przyjezdne, a za niemi służba żeńska i stary, astmatyczny lokaj, a panowie stanęli pod ścianą między dwoma oknami. Rozpoczęły się zwykłe śpiewy, modlitwy i litanie.
Grońskiego uderzyła ich słodycz. Było w nich coś i wiosennego i zarazem wieczornego. Wrażenie wiosny czyniły kwiaty, a wieczora — czerwony blask, wchodzący przez okna, i miękkie