Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/86

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   78   —

    demia zakładania szkół, a nikt nie pyta, kto, czego i po jakiemu będzie w nich uczył, a zarazem, co się z niemi wkońcu stanie? — Ja jestem sobie ptak niebieski, który sam nic nie robi i na wszystko patrzy, jeśli nie z góry, to z boku — lecz, może dlatego, widzi rzeczy, których inni nie widzą. Otóż, czasem mam wrażenie, że my jesteśmy jak te dzieci, które, naprzykład w Ostendzie, budują nad morzem fortece z piasku. Codzień na plaży je wznoszą i codzień bałwany je spłukują — tak, że i ślad nie zostaje.
    — Poniekąd masz słuszność — rzekł Groński — z tą wszelako różnicą, że dzieci budują z radością, a my — nie.
    Poczem zamyślił się i dodał:
    — Jednakże prawo natury jest takie, że dzieci rosną, a dorośli wznoszą tamy, już nie z piasku, ale z kamienia, o które się bałwany rozbijają.
    — A niechże się porozbijają jak najprędzej — zawołał Krzycki.
    Lecz Dołhański nie dał za wygraną.
    — Pozwól zatem — rzekł — że póki nie dorośniemy i nie zaczniemy budować z kamienia — pozostanę pesymistą.
    A Groński zapatrzył się przez chwilę w dal