Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   289   —

Próżno Władysław tłómaczył jej, że i po francusku i po polsku daje się Bogu analogiczne tytuły, uważała bowiem, że jest to zupełnie co innego — i wymogła na pannie Anney obietnicę, że będzie się modliła na polskiej książce, którą obiecała jej kupić.
Mogło wreszcie i to odgrywać swoją rolę, że panna Anney nie była prawdopodobnie szlachcianką. Krzycki, obawiał się, że matka, nawet, zgodziwszy się na małżeństwo, będzie w głębi i skrytości duszy uważać je jednak za mezalians. Myśl ta drażniła i gniotła go niepomiernie i była jednym z powodów, dla których rozmowę z matką odkładał aż do przyjazdu do Warszawy.
Jeszcze bardziej gniewał go przymus leżenia w łóżku, tak, że po trzech dniach, zapowiadał każdego wieczora, że nazajutrz wstanie, a gdy czwartego panna Anney z Marynią powiedziały mu przezedrzwi »dzień dobry«, wstał istotnie, ale dostawszy z osłabienia zawrotu głowy, musiał się położyć napowrót.
Miał się jednak coraz lepiej, tęsknił coraz bardziej i bezczynność dawała mu się coraz więcej we znaki.
— Dosyć mam już tego rozgadanego Szrem-