Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   278   —

go usłyszała. Wreszcie podniosła się i, zakrywszy oczy rękoma, podeszła do okna, przycisnęła twarz do szyby i czas jakiś pozostała bez ruchu. Następnie jęła wycierać chustką oczy i poprawiać pospiesznie roztargane włosy, jakby w obawie, by ktoś, wszedłszy niespodzianie, nie odgadł tego, co zaszło.
Krzyckiemu zaś przebiegły przez głowę wszystkie chwile, w których się z nią stykał, począwszy od spotkania w ciemnej alei, gdy powiedziała mu, że wilkołak tak nie wygląda, i od wizyi w łazience, aż do rozmowy po owej wizyi w szpalerze grabowym nad stawem. Przypomniał sobie, jak od owej pory rumieniła się, lub bladła naprzemian przy każdem spotkaniu na jego widok, jak spuszczała oczy i jak wodziła niemi za nim, gdy jej się zdawało, że on tego nie widzi. Krzycki brał to, z jednej strony za następstwa wypadku w łazience, z drugiej za podziw dla swej urody. Podziw ów głaskał wprawdzie mile jego męską próżność, ale się nad nim nie zastanawiał, gdyż, mając głowę zajętą samą panną Anney, niewiele się zajmował jej służącą. Teraz jednak zrozumiał, że jest to coś więcej, niż mizdrzenie się fertycznej pokojóweczki do ładnego panicza, i że ta dziewczyna