Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   272   —

do obławy. Za jakiś tydzień lub dwa, gdy się dowiedzą, że zamach się nie udał, trzeba się będzie mieć bardziej na ostrożności.
— Kiedy Krzycki będzie mógł wyjechać?
— Zależy od tego, czy ma zdrową krew, a przypuszczam, że ją ma. Zresztą nie potrzebuje czekać w Jastrzębiu na zupełne wyzdrowienie. Sianem się wykręcił — niema co mówić. Bo gdybym był nie przyjechał tego samego dnia — mogłoby przyjść do jakiego małego zakażenia. Ale tak, to aseptyka zrobi swoje. Ach ta Angielka, która patrzy niebieską mgłą! To mi kobieta — co? Wiesz pan, że ja w pierwszej chwili mało koziołka nie przewróciłem z oburzenia na panów, żeście jej pozwolili jechać w takich warunkach. Dopiero sama mi powiedziała, jak to było. Jeśli się w niej nie zakocham, to jestem marynowanym śledziem bez mleczka!
— Nie radzę — rzekł Dołhański — gdyż zdaje się, że na tym lądzie zjawił się już Wilhelm-Zdobywca.
— Sądzi pan! Może być! może! I mnie to przychodziło do głowy.
— Czy dlatego, że angielska pruderya i angielski »shocking« poszły w kąt?
— Nie. Nie tylko dlatego. Pielęgnować ran-