Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   254   —

miast rozesłał parobków po gajowych, jak również do tartaka, gdzie pracowało kilkunastu ludzi, o których wiedziano, zarówno we dworze, jak na wsi, że czytują Polaka — i nie boją się nikogo. Czeladź dworska ochłonęła też bardzo prędko z pierwszego przerażenia. Powód tego był taki, że ranny stangret, lubo nie widział napastników, którzy strzelali z gąszczów, twierdził jednak z wszelką pewnością, że to »Rzęślewiaki napadły na dziedzica« z powodu zatargów o las. To odjęło sprawie wszelką tajemniczą grozę, chłop zaś nie boi się niebezpieczeństwa, ale tajemnicy. Przytem, ponieważ między ludźmi z Jastrzębia i Rzęślewa istniała pewna zastarzała niechęć, datująca jeszcze od czasu sporów o graniczną strugę, więc jak tylko wieść o zamachu Rzęślewiaków rozeszła się po wsi, Jastrzębiacy nie tylko przestali się bać, ale jęła się w nich rodzić chęć pomsty. Parobcy dworscy poczęli się teraz wstydzić tego, że odmówili jazdy po doktora. Inni, dowiedziawszy się, że Rzęślewo chce napaść na jastrzębski dwór, pochwytali za widły i powyciągali koły z płotów. Groński, który wiedząc o przysłanym Władysławowi wyroku śmierci z miasta, inaczej patrzył na sprawę, zachował swój pogląd dla siebie, rozumiejąc, że