Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   214   —

— Z największą przyjemnością, ale musimy przeczekać deszcz.
— Więc pan zgadza się być naszym rycerzem? — zawołała pani Włócka, wyciągając ku niemu ręce, a zarazem przypatrując mu się ze zbudzoną nagle uwagą i zdziwieniem.
— Z największą przyjemnością — powtórzył Dołhański. — Bezrobocie skończy się jutro.
Jego zupełna pewność siebie zaimponowała trochę wszystkim, a zwłaszcza obu paniom z Górek, jednocześnie zaś zimny ton, z jakim mówił, sprawił, że pani Włócka straciła na razie swą zwykłą patetyczną swadę i dopiero po chwili odrzekła:
— Dziękuję w imieniu sieroty.
Lecz sierota wolała widocznie sama podziękować, gdyż wyciągnęła obie dłonie do Dołhańskiego i po krótkiem milczeniu, które mogło tłómaczyć się wzruszeniem, ozwała się głosem podobnym do cichego szmeru liści:
— Mnie o mamę chodzi...
— I mnie również — zapewnił Dołhański.
Lecz matka z córką zwróciły się znów wzajem ku sobie:
— Pozwól, dziecko — ja tu jestem niczem!