Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   189   —

zobaczyć swe »oczko w głowie« i posłuchać cudownych skrzypiec. Tymczasem zaczął rozmawiać z Grońskim o wypadkach, które zaszły w mieście i okolicy. Był nimi tak przejęty i poruszony, że opuściła go zwykła gniewliwość, a natomiast ze słów jego przebijał gorzki smutek i ciężka troska o przyszłość społeczeństwa, które zdawało się tracić głowę. Strajki fabryczne, a po części i rolne, rozszerzały się coraz więcej. W mieście przestały działać piece wapienne i stanęła jedyna fabryka cementu. Robotnikom, którzy, nie mając żadnych oszczędności, żyli już poprzednio z dnia na dzień, zbrakło od pierwszej chwili chleba. Za wzorem Warszawy zawiązał się na miejscu komitet do zbierania składek, by zapobiedz głodowi. Ale wskutek tego wytwarzało się takie położenie, że ludzie najprzeciwniejsi bezrobociom, podtrzymywali je niejako, dostarczając chleba próżnującym. »Prawdziwe błędne koło!« — mówił strapiony staruszek: »Nie dać, to głód i rozpacz rzuca robotników w ramiona socyalistów — dawać, to także im na rękę, ponieważ będą mieli z czego podtrzymywać bezrobocie i przekonają lud o swej wszechmocy«. — Opowiadał dalej, że socyaliści zbierają składki i poza komitetem,