Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   164   —

przytem taka ładna, że Krzycki pogrążył się do reszty.
— A! to można głowę stracić! — wołał z niekłamanym zapałem. — Słowo daję, można głowę stracić!
Groński zaś, który na równi ze wszystkimi wpadł w dobry humor, rzekł z cicha:
— A nawet, consummatum est!...
Lecz dalszą rozmowę przerwał im powozowy turkot, który dał się słyszeć na dziedzińcu i umilkł przed gankiem.
— Co to? — zapytał Groński.
— Posyłam po doktora do matki — odpowiedział, wstając, Władysław. — Kto ma jaki interes do miasta, niech powie.
Dołhański i Groński wstali również i wyszli z nim do sieni.
— A ja właśnie chciałem cię prosić o konie — rzekł Groński. — Wiem, że macie tylko jedno siodło damskie w Jastrzębiu, więc zamówiłem drugie i muszę odebrać je z poczty osobiście. Nie chciałem mówić o tem przy paniach, bo to ma być niespodzianka.
— Dobrze — odpowiedział Krzycki — ale dam panu chyba inny powóz, bo tym odjeżdża