Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   143   —

na jaką uwagę krytyczną. Oczywiście, podziw kanonika podzielał organista, dzwonnik, cała służba kościelna i obaj chłopcy. Laskowiczowi mimowoli nasuwała się często teraz myśl, że panna Marynia jest taką Św. Apolonią wśród swego otoczenia. Z tego powodu, zaraz pod pierwszem wrażeniem nazwał ją »świętą laleczką«. Ale przypomniał sobie również, że, gdy w swoim czasie stracił wiarę — a stracił ją jeszcze w gimnazyum, które, mówiąc nawiasem, ukończył z pomocą starego kanonika — wówczas brała go nieraz ochota stłuc tamten alabastrowy posążek. Obecnie paliła go jeszcze większa, bo granicząca z namiętnością, chęć stłuc ten żywy. I bynajmniej nie dlatego, by miał być mu nienawistny. Przeciwnie. Nie mógł i on oprzeć się urokowi tej kochanej przez wszystkich dziewczyny, tak jak nikt nie może się oprzeć urokowi jutrzenki, albo wiosny. Stało się nawet tak, że to, co drażniło go w niej i oburzało — to jednocześnie parło go ku niej z niepohamowaną siłą. Więc pociągała go jej przynależność do tego świata, którego samo istnienie uważał za niesprawiedliwość społeczną, za zbrodnię i za krzywdę; nęciła go, pomimo wewnętrznej zgryzoty, i ta nawet myśl, że pod takie kwiaty proletaryat jest tylko na-