Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   142   —

nic więcej, jak żeby istniała — tak jak nie wymaga się nic więcej od arcydzieła. Laskowiczowi, ilekroć na nią spojrzał, przychodziło na myśl wspomnienie z lat dziecinnych. On i jego starszy brat — który przed kilku laty, wpadłszy w suchoty, skończył samobójstwem na Riwierze — byli synami przekupki, posiadającej kram z poświęcanym towarem woskowym, z medalikami, różańcami i obrazkami, przy jednym z kościołów warszawskich. Obaj bracia wychowywali się wskutek tego poniekąd w kruchcie i byli w ciągłych stosunkach z księżmi. Owóż zdarzyło się, że stary kanonik, proboszcz tego kościoła, kupił na licytacyi alabastrowy posążek jakiejś świętej i, niewiadomo dlaczego, ułożył sobie, że to jest nie tylko dzieło, ale i arcydzieło Kanowy. Posążek, który był istotnie ładny i bardzo misterny, został umieszczony po poświęceniu, pod imieniem Św. Apolonii, w osobnej niszy w murze, w pobliżu jednego z ołtarzy — i od tej chwili staruszek proboszcz otoczył go wielką czcią, jako świętość, i szczególniejszem staraniem, jako największą osobliwość kościelną. Przyprowadzał do niego swych gości i pobożniejszych parafian, każąc im podziwiać robotę i gniewając się, gdy kto pozwolił sobie