Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   133   —

Tu Dołhański wypuścił znów monokl z oka:
— Żebyśmy nie poszli spać pod nieprzyjemnem wrażeniem — rzekł — opowiem wam anegdotę, która ma pewien związek z tem, co mówi Groński. W czasie ostatniej wystawy w Paryżu, jeden czarny król we francuskiem Kongo, zasłyszawszy o niej, oświadczył, że chce na nią jechać. Zarząd kolonii, któremu zależało na tem, by wysłać do Paryża jak najwięcej egzotycznych figur, nie tylko się na to zgodził, ale przesłał rzeczonemu monarsze kilka koszul, z oświadczeniem, że we Francyi jest to ubranie konieczne. Naturalnie, że koszule wywołały podziw i zdumienie powszechne. Król zwołał ministrów, kapłanów i naczelników stronnictw, chcąc się z nimi naradzić, jak się tego rodzaju ubranie wkłada. Po długich debatach, przy których nie obyło się zapewne bez starcia miejscowych realistów z miejscowymi narodowcami i postępowcami, wątpliwości zostały wreszcie usunięte. Król włożył rękawy koszuli na nogi, tak, że mankiety miał na kostkach. Dolny brzeg koszuli, który w tym wypadku stał się górnym, ściągnięto mu sznurkiem pod pachami w ten sposób, ze gors wypadł mu na plecach, a otwór na szyję... nieco niżej. Uradowany z rozwiązania