Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   129   —

sto, z łatwością wskazał adresy i sposób, w jaki można partyę zawiadomić — poczem rzekł:
— A teraz dam jedną radę, taką samą, jaką ty, Władku, dałeś Kapuścińskiemu, a mianowicie, żebyśmy poszli spać, albowiem zwłaszcza pani (i tu zwrócił się do gospodyni domu) od dawna się to należy. Czy zgoda?
— Zgoda — odpowiedział Władysław — ale zaczekajcie jeszcze parę minut. Po odprowadzeniu matki, odprowadzę i was na górę.
Jakoż w kilkanaście minut powrócił, lecz zamiast obiecanego gościom: dobranoc! przysunął się do nich i rozpoczął nanowo przerwaną rozmowę.
— Nie chciałem przy matce mówić wszystkiego — rzekł — żeby jej nie niepokoić. W gruncie rzeczy sprawa przedstawia się daleko gorzej. Oto, mówiąc naprzód o tem, co nas dotyczy, wyobraźcie sobie, że ci przybysze, zaraz po przyjeździe, pytali przedewszystkiem o Laskowicza, i że Laskowicz był dziś po południu w Rzęślewie, a wrócił na godzinę przed naszym powrotem z polowania. Teraz jest już zupełnie pewne, że mamy agitatora tu, między nami...
— To go wyrzuć — przerwał Dołhański. — Ja na twojem miejscu byłbym to dawno zrobił,