Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   126   —

pomyśli, że w takim razie byłbym okropnie skrępowany i na pewno nicbym nie wskórał.
Poczem ucałował jej ręce i począł powtarzać:
— Nie, nie! Mama rozumie, że to byłoby jeszcze gorzej, i gdyby się mama uparła, to wolałbym wcale nie jechać.
Groński wsparł głowę na ręku i myślał, że łatwiej jest jednak analizować, siedząc przy biurku, rozmaite objawy życiowe, niż zdobyć się na radę wobec zdarzeń doraźnych. Dołhański zaś przestał wreszcie grać z sobą w bakarata i rzekł:
— W jakiem my jednak jesteśmy położeniu, to przechodzi wszelkie pojęcie. Bo przecie w każdym innym kraju wezwałoby się policyę i rzecz skończyłaby się tego samego dnia.
Na to Krzycki zawołał prawie z gniewem:
— Co do tego, to pozwól! Już ja tam nie będę wzywał policyi, nie tylko przeciw naszym chłopom, ale nawet i przeciw takim zakazanym figurom, jakie w tej chwili siedzą w Rzęślewie. Co to — to nie!
— A więc, niech żyje okres prawdziwie wolnościowy!
Lecz Groński podniósł głowę i ozwał się: